sobota, 2 lipca 2016

Czytam i oglądam #1.: "Earl i Ja i Umierająca Dziewczyna" Jesse Andrews

   Postanowiłam, że skoro trzymam w moich łapkach zarówno książkę jak i jej filmową adaptację, to stworzę pewną serię, którą nazwałam Czytam i oglądam. Tak, wiem, bardzo kreatywna i oryginalna nazwa, ale w nazewnictwie jestem beznadziejna, więc będziecie musieli jakoś to przeboleć. Bez zbędnego przedłużania, zacznijmy. Na pierwszy ogień idzie.:


Tytuł.: Earl i ja i umierająca dziewczyna
Tytuł oryginalny.: Me & Earl & the Dying Girl  
Autor.: Jesse Andrews
 Ilość stron.:302
Tłumaczenie.: Mateusz Borowski
Wydawnictwo.: Moondrive
Data wydania.: 11 kwietnia 2016 
Kategoria.: Literatura młodzieżowa


   Wyżej opisana książka jest typową powieścią na jeden wieczór, którą z czystym sercem można połknąć na raz i nie mieć potem wyrzutów sumienia. Wzięłam się za nią w czwartek, przeczytałam ciurkiem jakieś dwieście stron, potem zrobiłam małą przerwę na mecz Polska-Portugalia i już w łóżku, przy ukochanej lampce nocnej dokończyłam resztę. W sumie skończyłam ją jakoś po pierwszej w nocy, a niektórzy moi znajomi dostali dowód na snapchacie. Samej książki nie kupiłam celowo, jak już wspominałam wcześniej zamówiłam ją dlatego, bo chciałam sprawdzić Moondrive Boxa. Należę do tego typu ludzi, którzy najchętniej sięgają po fantastykę lub literaturę grozy, jednak czasami lubię zrobić małą odskocznię, sięgając po coś lekkiego. I ta powieść właśnie należy do tych lekkich, świeżych, przy których można napić się herbaty z cytryną.



   Czytając  opis z tyłu okładki po prostu niemożliwym było, abym nie skojarzyła tego z Gwiazd naszych wina. Obraz chorej na raka dziewczyny tak bardzo wbił mi się w głowę przez powieść Johna Greena, że to aż trochę absurdalne. No, ale powiedzcie sami - szkoła czarodziejów kojarzy się z Harrym Potterem, magiczny pierścień z Władcą pierścieni, a chora na raka dziewczyna z Gwiazd naszych wina. Jednak mimo tego pierwszego skojarzenia obydwie powieści różnią się tak odrobinę, trochę bardzo. Ale przejdźmy do bohaterów.
   Główną postacią jest Greg, narrator powieści, siedemnastoletni chłopak, trzymający się na uboczu i wyznający zasadę, że nie warto się z nikim przyjaźnić. Jest niesamowicie zamknięty w sobie, nieśmiały, pozbawiony asertywności i momentami egoistyczny. Nie potrafi wyrażać własnych uczuć, boi się, co myślą o nim ludzie i opisuje siebie słowami.:

,,Właściwie wyglądam trochę jak budyń"

   Jest również kumpel Grega, Earl. Jest to wulgarny, niski, czarnoskóry chłopak, który wysoko skacze, a jego dyżurny nastrój to "wkurw". Earl pochodzi z gangsterskiej rodziny i jedyne osoby, z którymi potrafi rozmawiać to Greg, rodzice  Grega, całkiem nowoczesny nauczyciel historii oraz Rachel.
   Rachel, to wspomniana w tytule Umierająca Dziewczyna, chora na ostrą białaczkę szpikową. To typowa nastolatka, trochę cicha, potrafiąca słuchać i uwielbiająca amatorskie filmy, które Greg i Earl kręcą.
   Cała książka jest napisana w dwóch stylach. Momentami wygląda jak normalna powieść, a momentami przypomina skrypt do filmu. W sumie, przyznam szczerze, że zaciekawiło mnie już jej pierwsze zdanie, które trochę podbiło moje serce.
,,Nie mam zielonego pojęcia, jak napisać tę głupią książkę"

   Kurcze, naprawdę lubię jak ktoś tak pisze. Naprawdę. Może zbzikowałam, powinnam szukać głębokich, chwytających za serce cytatów, ale ta książka zdobyła moje serce właśnie tą prostotą i dennymi, często niezręcznymi dialogami. No zobaczcie sami.:


- Jestem Przytulakiem Zombie - powiedziałem, ruszając w jej stronę.
- Greg, boję się zombie.
- Nie powinnaś się bać Przytulaka Zombie. Przytulak Zombie nie zje ci mózgu

albo to.:

- Chcesz do mnie przyjść? - zapytała.
- Mhm. - Zawahałem się. - Stopa utkwiła mi w tosterze. [...]
- A tak serio, chcesz do mnie przyjść? - zapytała jeszcze raz po trzydziestu sekundach nieopanowanego chichotu. 
- Muszę najpierw wyciągnąć stopę z tostera - powiedziałem.  

   Niektóre sformułowania, użyte w tekście były naprawdę tak absurdalne, że nie potrafiłam ich nie polubić. Lubię absurdalne teksty. 
    Ale podsumowując całą książkę, nie narażając nikogo na spoilery, to powiem, że była dobra. Taka nie dobra dobra kurcze super jestem cała w skowronkach, ale dobra. Czytało mi się ją lekko, przyjemnie. I może nie zmieniła mojego poglądu na życie, ani nie wywołała u mnie chęci napisania własnej książki,  ale na pewno wywołała uśmiech. Mimo tego dwuznacznego tytułu i motywu chorej na śmiertelną chorobę dziewczyny miała w sobie mnóstwo humoru. 
   Mogę ją polecić komuś, kto lubi lekkie, zabawne historie bez większej, ukrytej kilka poziomów pod ziemią głębi. Sama myślę, że teraz odłożę tę książkę na półkę, a być może po kilku latach/miesiącach, kiedy będę zmęczona, to sięgnę po nią ponownie, żeby odświeżyć sobie całą historię. Lubię czytać powieści po dziesięć razy. 

    Dobrze, książka książką, ale przecież po jej przeczytaniu obejrzałam jeszcze ekranizację, którą byłam troszeczkę zawiedziona. Sama nie wiem czego się spodziewałam, jednak podczas czytania nachodziły mnie myśli typu.: nie mogę się doczekać tego, jak ukazali to w filmie; ciekawe jak to nakręcą; wezmą pod uwagę tę scenę? No, i ten... no troszkę się zawiodłam, bo bardzo ograniczyli sceny relacji Grega z innymi ludźmi. 
   Szczerze, miałam w pewnych momentach  ochotę wyłączyć ten film, ale jego zakończenie, trochę odbiegające od książkowej wersji, nawet mi się trochę spodobało. Było... przyjemne, jeśli naprawdę można w tym przypadku użyć takiego słowa. 
   Ogólnie, biorąc pod uwagę niewielką ilość stron powieści, akcja w filmie rozwinęła się szybko. Troszkę za szybko, ale to chyba całkowicie normalne jeśli chodzi o adaptacje. Jednak filmu raczej nie obejrzałabym ponownie, był trochę za bardzo okrojony i nie w moim guście. Zdecydowanie pojedynek wygrywa książka.
   Sama nie wiem, chyba lepiej piszę o książkach niż filmach.






Trzymajcie się, moi mili, marchewki są spoko.
~ S.

11 komentarzy:

  1. Mi również ta historia strasznie przypomina powieść John'a Green'a więc postanowiłam,że odpuszczę sobie tą lekturę. Film jednak to co innego :D Mam nadzieję, że mnie czymś zaskoczy :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaintrygowałaś mnie :) Sięgnę po tę książkę, gdy już przeczytam wszystkie pozycje z mojej dłuugiej listy 'must read' ;p
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. nie czytałam ani nie oglądałam, sam film zainteresował mnie kiedyś ale nie wybrałam się do kina i zapomniałam o nim. wtedy jeszcze nie było polskiego wydania książki. od niej zacznę. pozdrawiam :)
    wyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam film i trochę mną trząchnął ;), ale na książkę raczej się nie skuszę przez podobieństwo do "Gwiazd naszych wina". Po prostu już mi się przejadły takie opowieści :)

    withcoffeeandbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi całkiem interesująco, chociaż mam nieco mieszane uczucia co do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm.. nie wiem, może się skuszę, a może nie. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej historii ;)
    Pozdrawiam
    Moment Of Dreams ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie słyszałam ani o filmie, ani o książce :/ ale chyba będę musiała w końcu nadrobić zaległości. Bardzo fajnie piszesz. Obserwuję :*

    Pozdrawiam :)
    My library - blog recenzencki

    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawiałam się nad zamówieniem Moondrive Boca, ale ostatecznie zrezygnowała. Być może kiedyś uda mi się sięgnąć zarówno po książkę, jak i film. Czasem fajnie jest przeczytać coś leciutkiego dla odskoczni od rzeczywistości 😉
    Pozdrawiam!
    zaczytana-iadala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Film na pewno obejrzę (mimo niskiej oceny), a co do książki to jeszcze to przemyślę.

    http://czytam-ogladam-recenzuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Oglądałam film nie wiedząc, że jest na podstawie książki i teraz raczej nie sięgnę po książkę. Chyba nie lubię absurdalnych tekstów o zombie ;D
    http://wielopasja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kojarzyłam tę książkę tylko i wyłącznie z Epikboxa i nigdy nie interesowałam się nią głębiej. Teraz, po przeczytaniu Twojej recenzji, jestem nią zaciekawiona, bo przypomina mi trochę styl mojego ukochanego Johna Greena. Również uwielbiam takie nielogiczne, humorystyczne dialogi i sformułowania, nawet jeśli nie mają w sobie zbyt wiele sensu. Przecież w normalnym życiu używamy ich na codzień i kiedy takowe pojawiają się w książce, dużo łatwiej jest polubić bohaterów. Dziękuję za przedstawienie tak intrygującej książki! :)
    Pozdrawiam cieplutko
    Dominika z booksofsouls.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Żałował tylko, że nie potrafił wymyślić jakichś poruszających ostatnich słów. „Pierdolę was wszystkich” raczej nie zapewni mu miejsca w kronikach.
~ George R. R. Martin