poniedziałek, 4 lipca 2016

Czytam i oglądam #2.: Za co kocham GOT? "Pieśń lodu i ognia" George R. R. Martin

   



   Wiecie, co dzisiaj jest? No wiecie? 
   Pierwszy poniedziałek bez Gry o tron.
   (gdybym nagrywała teraz filmik, to w tle pojawiłaby się smutna muzyka)
   Przez dziesięć tygodni siedziałam jak na szpilkach, czekając na każdy poniedziałkowy ranek. Zawsze w poniedziałki miałam wolne od uczelni, więc wstawałam wcześniej, szykowałam śniadanie i siadałam przed laptopem, by obejrzeć świeżutki odcinek. Cudowny nawyk, jednak niestety muszę wstrzymać go na kolejne miesiące, czekając na nowy sezon i Wichry zimy.
   Mam naprawdę, naprawdę ogromną nadzieję, że nowy tom serii pokaże się jeszcze przed sezonem siódmym. Martin mnie nie zawiedzie, prawda? Prawda??? No bo... O Śnie o wiośnie to ja jeszcze nawet nie śmiem marzyć...



   
   Ale tak od początku, pomijając ten dziwny wstęp, za co kocham zarówno serię książek Martina, jak i serial? Ponieważ i jedno i drugie darzę ogromną, wierną miłością, przez co moje biedne serce cierpi. Naprawdę. Kiedyś byłam niewinna, wesoła, optymistycznie patrzyłam na świat... Potem poznałam Grę o tron, a George R. R. Martin zdeptał moje małe, dziewczęce serduszko.
   Z GOT spotkałam się jakoś tak centralnie przed maturą. Wtedy moja kochana K. podesłała mi linka, każąc oglądać jakiś bliżej niezidentyfikowany serial, gdzie ucinali głowy ludziom. Kompletnie nie mogłam się na nim skupić, a w związku z maturami skończyłam oglądać jakoś po trzecim, może czwartym odcinku. Gdzieś tam miałam z tyłu głowy, że nawet fajny, ale nie mam czasu, może kiedy indziej się za niego wezmę, bo przecież nie ucieknie. Już po maturze, wakacjach i w całkiem nowym mieście, w którym zaczęłam studiować, podczas sesji zimowej przypomniałam sobie o GOT. I zaczęłam oglądać. No, ale trochę smutnym faktem jest to, że zaczęłam tę przygodę ze serialem, a nie książkami. Dlatego, żeby trochę się zrehabilitować, przez przerwę między czwartym, a piątym sezonem sięgnęłam po powieści. I, kurcze, tak mnie złapało, że teraz potrafię wyrecytować całą przysięgę Braci z Nocnej Straży i zaśpiewać The Rains of Castamere




   Tylko że... dlaczego tak mnie to wciągnęło? Przecież Martin nie pisze jakoś wybitnie, i w sumie pisze strasznie wolno, to opłaca się w ogóle czekać na te książki? A serial, to jedynie seks, siekanina, trupy, znowu seks, krew, seks przy trupach, kolejne trupy, całe we krwi. 
   (nie lubię takiego myślenia, dlatego teraz przekreślę to, co wystukałam wcześniej)
   Możecie się ze mnie śmiać, ale mnie wciągnęła niesamowita fabuła tej historii. Zarówno tej książkowej, jak i serialowej, która momentami idzie własną drogą i odbiega od wersji Martina. Uwielbiam bohaterów, którzy ze sobą kontrastują. Niektórzy są tak niesamowicie psychiczni, inni głupi, dwulicowi, honorowi, ślepi, zdradliwi, sprytni, o dobrym sercu, stawiający rodzinę ponad wszystko. Nie znajdziecie tam dwóch takich samych charakterów, co jest naprawdę piękne. Strasznie podobają mi się wszystkie, stworzone przez Martina rody. I chociaż definitywnie jestem #TeamStark, to równie ciekawi są Lannisterowi, Martellowie, Boltonowie, Arrynowie, Targaryenowie, Tyrellowie, Mormontowie.... i mogłabym wymieniać tak w nieskończoność, ale historia, herb, dewiza każdego z tych rodów są świetnie zrobione. Sam wątek Nocnej Straży podoba mi się chyba najbardziej. Ubrani na czarno, tarcze, które ochraniają krainę człowieka, niesamowicie honorowi (a przynajmniej ich część), walczący na pierwszym froncie ze złem zza Muru... Tak, gdybym mogła przenieść się do uniwersum Martina, to zdecydowanie chciałabym trafić do Nocnej Straży. 
   Chyba nie zdziwi nikogo fakt, że moje ulubione postacie to Tyrion Lannister i Jon Snow? Och, no oczywiście, że nie. 
   (historia Jona Snow jest dla mnie taka piękna kurdekurdekurdekurde)




   Oczywiście są rzeczy, które mnie strasznie irytują, zarówno w książkach, jak i w serialu. Najchętniej ożywiłabym większość bohaterów, przy których śmierciach płakałam jak głupia. Zmieniłabym również kilka wątków fabularnych, pociągnęła inaczej niektóre historie, poprawiła wątek Dorne i Żelaznych wysp w serialu, ponieważ jest tak beznadziejnie zrobiony...
   (tęsknię za prawdziwym Euronem Wronie Oko)
   I wiecie, co jeszcze kocham? Ten dreszcz emocji. To, że chcę jak najszybciej przeczytać jedną stronę i przekręcić na następną, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej. To, że mimo wszystko postacie nie są nieśmiertelne i jeden, najmniejszy błąd może kosztować życie. To, że praktycznie przez cały sezon szósty płakałam jak bóbr i targały mną niesamowite emocje. Wątki, przemyślane przez Martina od pierwszych stron powieści. Kiedy czyta się Pieśń lodu i ognia, to naprawdę nietrudno zauważyć rzeczy, które George R. R. Martin planował już od samego początku. Kocham również to, że nigdy niczego nie mogę być pewna, a sprawy bardzo szybko zmieniają obrót. 






   Tak poza tym chciałam jeszcze dodać, że dziękuję Wam za każde wejście, komentarz, zostawioną obserwację. Dzięki Wam mam coraz większą ochotę na prowadzenie tego bloga. 🐈


   Trzymajcie się ciepło (bo dzisiaj jest trochę chłodniej), Valar Morghulis, The North Remembers i HODOR.
   ~ S.
  

12 komentarzy:

  1. A ja dopiero będę czytać Nawałnicę Mieczy (cz.1) i nawet serialu nie oglądałam a wciągnęłam się w to straszliwie XD W sumie to mogłabym zacząć oglądać serial ale no...niektóre sceny mnie od niego odpychają - a książki jakoś daje rady czytać mimo tych scen.
    I też jestem #TeamStark :D
    Pozdrawiam :)
    http://life-ishappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W serialu dodali masę erotycznych scen, by przyciągnąć publiczność, szczególnie w pierwszym sezonie. Patrzę na to z przymrużeniem oka, w końcu oglądam to dla fabuły (śmieszki :D).

      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Gra o tron, gra o tron... tyle czasu przy niej spędziłem, że już nawet dobrze nie policzę... Sam najpierw przeczytałem książki - momentami w wielkich bólach, bo Martin potrafi niektóre sprawy ciągnąć aż do znudzenia i można przy tym wszystkim po prostu zasnąć - są też oczywiście i momenty zupełnie od tego odmienne, wciągające, chwytające za serce.

    Serial zacząłem oglądać z ciekawości - by sprawdzić, jak dobrze oddaje książkę G.R.R. Martina (czemu przypomina mi to J.R.R. Tolkiena? :p ). W zasadzie po pierwszym sezonie byłem zaskoczony, jak dobrze udało się to wszystko gościom z HBO oddać - z czasem się to wszystko rozmyło i nieco zmieniło, jednak to też dobrze. Nie ogląda się w końcu ekranizacji tylko po to, by obejrzeć kopiuj-wklej z książki, prawda? Powinna być jakaś wartość dodana... Oh, wait.
    Niestety niektórzy by chcieli coś w tym stylu.

    I to jest sposób, w jaki opinia publiczna zabija kreatywność :p

    No mniejsza,
    Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, Martin potrafi niesamowicie przeciągać, bombardując czytelnika masą przeróżnych postaci.

      Szczerze uwielbiam zmiany, jakie wprowadzili twórcy serialu (oprócz wątku Dorne i Żelaznych Wysp, pewnych rzeczy nie można przebaczyć. Szczególnie spodobał mi się zmieniony wątek Sansy, no cudowny. :D

      Również pozdrawiam :p

      Usuń
  3. Wszyscy polecają, a jeszcze nie zapoznałam się z papierową wersją "Gry o tron". Serial oglądam i oczywiście uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To dobrze, że masz coraz większą ochotę na prowadzenie tego bloga, ponieważ ja dopiero teraz cię obserwuję i chcę czytać twoje kolejne posty ♥ Czekam niecierpliwie i mocno pozdrawiam ;)
    http://nastolatka-marzycielka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo to, że sceny seksu jakoś mi bardzo nie przeszkadzają, to tylko one niestety zapadają w pamięć. Obejrzałam parę odcinków i niestety mnie nie wciągnęło, a podchodziłam do serialu już dwa razy :( Wersji papierowej nie znam.
    http://polwytrawna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. "Grę o tron" muszę sama poznać, zarówno w wersji pisanej, jak i w formie serialu. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie miałam styczności z ta książką, jak i filmami :) Może pora to nadrobić ;)

    Odpowiadam na każdą obserwację.
    claudia-wojcik.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się za Pieśń lodu i ognia wzięłam zupełnie przypadkiem. Otóż mój tata kupił sobie pierwszy tom "bo podobno fajne"... po czym odłożył na półkę i palcem nie tknął. A że mi akurat zachciało się czegoś innego, to wzięłam to tomiszcze i... i pożarłam w oka mgnieniu! I tak przeplatałam książkę serialem, aż do momentu, w którym produkcja HBO zaczęła tak odbiegać od tego, co w książce, że nie wytrzymałam, i zaprzestałam i oglądać, i czytać :( Ale muszę w końcu przełamać lody i wrócić do historii Martina... Tęskno mi za Tyrionem :D
    Całusy :*
    https://doinnego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama miałam przerwę z GOTem, bo zmiażdżyła mnie pewna śmierć. Ale podczas długiego oczekiwania na sezon szósty przeprosiłam się najpierw z książkami, a potem z serialem. Opłacało się. :D
      Tyrion jest bez wątpienia jedną z najlepszych postaci, niech żyje jak najdłużej. :)

      Usuń
  9. "pieśń Lodu i ognia" rzadzi..Zakochałam się, ten świat mnie pochłonął..<3

    paulabookfreak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Żałował tylko, że nie potrafił wymyślić jakichś poruszających ostatnich słów. „Pierdolę was wszystkich” raczej nie zapewni mu miejsca w kronikach.
~ George R. R. Martin