Cześć, kluchy. Pora na kolejny post z serii „Co cztery głowy, to nie jedna”.
Tym razem porozmawiamy sobie o jednej z najważniejszych rzeczy, z której składa się książka, a mianowicie jej szacie – okładce. Jak zapewne większość książkoholików jestem typową okładkową sroką. Wiele razy nie mogłam oderwać wzroku od jakiejś pozycji, co chwile macając jej okładkę, bo taka piękna, bo albo się błyszczy, albo jest wykonana z taką prostotą, że wręcz zachwyca. Kto miał tak przynajmniej razy w życiu, ręka w górę.
A ile razy, przekonani pięknem okładki i zwabieni niczym małe pszczółki, kupowaliście jakąś książkę, a potem czuliście się oszukani i zdradzeni? W tym wypadku z książką jest jak z człowiekiem. Może mieć cudowną okładkę, przykuwającą wzrok, ale pod tym wszystkim jej wnętrze pozostaje puste i niczym nie zachwyca. Fabuła jest mdła, całkowicie niewciągająca, a postacie zasługują na przywalenie cegłą w twarz. Wtedy taka książka jedynie stoi na półce, wciąż ciesząc oko, jednak zazwyczaj żałujemy wyboru.
Myśląc o tych okładkowych zawodach, pierwsze co mi przychodzi na myśl, to „Czerwona Królowa” Victorii Aveyard. Naprawdę złamano mi serce faktem, że okładka to najlepsze, co może być w tej książce. Bardzo podobają mi się również okładki serii „Pretty Little Liars” Sary Shepard. Są dość minimalistyczne, wyglądają estetycznie oraz przyciągają wzrok, co sprawia, że seria, nie napisana najlepiej, ginie pod tym wszystkim. O jejku. Albo cykl „Dziewiąty mag” napisany przez Alice Rosalie Reystone. Takie piękne smoki! A cała historia niesamowicie mi się dłużyła, przeciągała i była wypchana takimi absurdami… Naprawdę zbyt dużo było tych absurdów, nawet jak na powieści fantasy.
Tym razem porozmawiamy sobie o jednej z najważniejszych rzeczy, z której składa się książka, a mianowicie jej szacie – okładce. Jak zapewne większość książkoholików jestem typową okładkową sroką. Wiele razy nie mogłam oderwać wzroku od jakiejś pozycji, co chwile macając jej okładkę, bo taka piękna, bo albo się błyszczy, albo jest wykonana z taką prostotą, że wręcz zachwyca. Kto miał tak przynajmniej razy w życiu, ręka w górę.
A ile razy, przekonani pięknem okładki i zwabieni niczym małe pszczółki, kupowaliście jakąś książkę, a potem czuliście się oszukani i zdradzeni? W tym wypadku z książką jest jak z człowiekiem. Może mieć cudowną okładkę, przykuwającą wzrok, ale pod tym wszystkim jej wnętrze pozostaje puste i niczym nie zachwyca. Fabuła jest mdła, całkowicie niewciągająca, a postacie zasługują na przywalenie cegłą w twarz. Wtedy taka książka jedynie stoi na półce, wciąż ciesząc oko, jednak zazwyczaj żałujemy wyboru.
Myśląc o tych okładkowych zawodach, pierwsze co mi przychodzi na myśl, to „Czerwona Królowa” Victorii Aveyard. Naprawdę złamano mi serce faktem, że okładka to najlepsze, co może być w tej książce. Bardzo podobają mi się również okładki serii „Pretty Little Liars” Sary Shepard. Są dość minimalistyczne, wyglądają estetycznie oraz przyciągają wzrok, co sprawia, że seria, nie napisana najlepiej, ginie pod tym wszystkim. O jejku. Albo cykl „Dziewiąty mag” napisany przez Alice Rosalie Reystone. Takie piękne smoki! A cała historia niesamowicie mi się dłużyła, przeciągała i była wypchana takimi absurdami… Naprawdę zbyt dużo było tych absurdów, nawet jak na powieści fantasy.
Znacie powiedzenie „nigdy nie oceniaj książki po okładce”? No pewnie, że znacie, bo przecież jest w nim tyle prawdy. Ale powiem tak, że według mnie nie ma brzydkich okładek. Stanowczo nie lubię takich nieadekwatnych do fabuły, często okładek filmowych, zdjęć szaleńczo zakochanych, zbuntowanych nastolatków albo gołych klat facetów (no nie-e. Naprawdę proszę, nie). Jednak mimo wszystko każda okładka okładka ma w sobie coś pięknego, co może kogoś zachwycić.
Okej. Zhejtowałam już te piękne okładki, ukrywające słabe historie, ale jest na świecie tyle książek, które są piękne zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Prawda? Niesamowicie podobają mi się okładki książek Johna Greena, szczególnie „Gwiazd naszych wina” (nie, nie ta filmowa, tylko ta śliczna niebiesko – biała). Albo „To” Stephena Kinga, wiecie, to takie piękne wydanie w twardej okładce z wydawnictwa Albatros. Oo, no i „Magnus Chase” Ricka Riordana, którego ostatnio czytałam. I JEJU, nie zapominajmy o najnowszych wydaniach serii o Harrym Potterze.
No i mogłabym się tak rozpisywać i rozpisywać, jednak czytalibyście do to jutra… A jeszcze muszę oddać głos koleżankom z blogosfery. Co one nam powiedzą?
~ 🐈 ~
Cześć Poziomeczki!
Nie, wzrok was nie myli ;). Dziś Q zagościła u Sempry, i zaraz zacznie się mądrzyć na temat okładek, tych ładnych, i tych ładnych inaczej ;).
Sempra ma rację, każdy ksiażkoholik chociaż raz dał się nabrać wydawnictwom, i sięgnęło po książkę „bo okładka była niesamowita”, a w środku co? A w środku dupa blada, bo albo literówek co nie miara, albo treść nudna jak flaki z olejem, albo inne okropności czytelnicze. Ja sama przejechałam się w ten sposób na przykład na Łzie autorstwa Kate Lauren. Tak się to to ładnie błyszczało, tak kusiło tą suknią z wody… a w środku nuda. I teraz leży na półce i się kurzy cholera. Wy też z pewnością macie chociaż jedna taką książkę, w końcu ludzie są zwykle wzrokowcami, o czym wydawca doskonale wie. I teraz nie wiem, czy to nie jest niesprawiedliwe – tak oszukać czytelnika, omamić, wykorzystać, i nie dać nic w zamian? No.. może z wyjątkiem ładnej ozdoby na półce.
Ale czasami jest zupełnie na odwrót. Czasami wydawnictwa robią nas w jeszcze gorsze bambuko! Ile to niezwykłych historii, które zasługują na najlepszą oprawę, zostało pokarane tak szpetną okładką, że aż strach wziąć ją do rąk? Ile książek omijamy, bo odpychają nas, albo są jakieś takie.. nijakie? A przecież nie wolno oceniać książki po okładce! Tsaa… Kto nigdy nie kierował się oprawą, niech pierwszy rzuci kamieniem. Jak tak się zastanawiam nad moimi pozytywnymi zaskoczeniami… to od razu przychodzi mi do głowy Córka dymu i kości (nawiasem mówiąc gorąco Wam polecam tę trylogię <3). Okładka jest szkaradna. Widziałam ją masę razy w Empikach, Matrasach, i innych Światach Książki, i nawet nie wyciągnęłam dłoni w jej stronę. Fuj. Dopiero przyjaciółka zachęciła mnie do sięgnięcia po pierwszy tom trylogii Pani Laini. Itak wzięłam się za e-book, bo nie toleruję tych konkretnych okładek. I okazało się, że wewnątrz czekają na mnie same cudeńka: niebiesko włosa dziewczyna, potworne hybrydy, i jeszcze bardziej potworne anioły, historia miłości, która wycisnęła ze mnie wiadra łez, i… i miało być o okładkach, a gadam o treści :D. Takich poszkodowanych książek jest wiele. Chciałam wspomnieć o Darach Anioła… ale mam przeczucie, że ktoś inny bardziej cierpi z powodu okładek cyku o Nocnych Łowcach :).
Ale czasami okładka dorównuje historii, są na równym poziomie. I wtedy wszyscy są szczęśliwi, i tak być zawsze powinno. Od razu pomyślałam o wydanym przez Faerie trylogię Niezwyciężonej. Kurcze, to jest coś pięknego! Póki co w Polsce mamy dwa tomy, i nie dość, że okładki są cudne, to wewnątrz jest mapka, są czarne strony, które mnie powaliły, wyglądają obłędnie, to i literówek tam nie uświadczyłam…. No piękności!
Ja bym tak mogła paplać godzinami, kto był na moim blogu, ten wie. Ale nie wypada tak się mądrzyć w gościach, inni też chcą się wypowiedzieć, więc tutaj się z wami żegnam ;)
Buziaki
~ 🐈 ~
Cześć, hej – witajcie :)
Dzisiaj ugościła nas Sempra!
Teraz o moim ulubionym temacie – okładkach! :D
Jako iż jestem typową okładkową sroką, wzrokowcem, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, pierwsze na co zwracam uwagę w książce – to okładka.
Tak, jestem wstrętna, oceniam książki po okładce. Ostatnio czytałam „Heaven. Miasto elfów”. Wiecie, śliczna okładka, można oglądać ją godzinami! Srebrzyste elementy, ta brama, te barwy i odcień fioletu. I to były takie bezlitosne sidła, w które niestety wpadłam. Jeszcze taką perełkę zażyczyłam sobie na urodziny. Opis ciekawy, okładka cudo – nic tylko brać!
Jednak, chyba miałam zbyt wysokie oczekiwania co do tej pozycji. Nie była zła, jednak, czytałam lepsze książki.
Te białe okładki „Darów Anioła” - ughh, są okropne! Nie będę się tutaj rozwodzić, Kasia już wyżaliła się za nas dwie :D Jednak, musiałam o nich wspomnieć. Oczy mnie bolą, kiedy na nie patrzę!
„Dwór cierni i róż” - co tu dużo mówić. Okładka jest tak szkaradna, że nie mogłam na nią patrzeć! <daleko jej do brzydoty okładek DA, ale i tak jest koszmarna!> E-book mnie uratował, bo nie wiem, czy zniosłabym widok okładki :(
Ogólnie, jeśli kupuję książki, to staram się wybierać te z ładniejszymi okładkami – żeby ładnie wyglądały na półce. Inne książki, które zostały skazana na szkaradę okładkową, czytam w wersji e-booka.
<ech, cholerny wzrokowiec>
W gronie znajomych, uważana jestem za jakąś daltonistkę co najmniej. Prawdopodobnie znam tylko dwa kolory, bez wulgaryzmów, będą to: ładny i brzydki :') Jeśli ewentualnie mam znać jakieś inne kolory oprócz tych dwóch podstawowych, to będą jeszcze barwy tęczy.
<czerwień, pomarańcz, żółć, zieleń, błękit, fiolet, róż>
Jednak, kiedy przychodzi co do czego i mam na przykład stwierdzić czy okładka książki jest morska czy turkusowa – to nagle znam pięćdziesiąt tysięcy odcieni niebieskiego, a okładka okazuje się być połączeniem akwamaryny, cyjanu i grynszpanu.
Jednak znajomym się nie zdradzę, że odróżniam kolory – ponieważ nieszczególnie chcę dostawać wiadomości z pytaniami jaki kolor sukienki/butów/torebki wybrać :')
Wracając do okładek, gdybym mogła, wyrzuciłabym połowę tych żmii, które niszczą pierwsze wrażenie – czyli okładki i ogólną grafikę.
Na stryczek z nimi :')
Dobra, pozdrawiam was serdecznie i 'widzimy' się za tydzień :D
~ 🐈 ~
Znów
witam was nie u siebie, a na kolejnym genialnym blogu :D.
Dziś
wiele wam nie powiem, przede wszystkim dlatego, że chcę wam pokazać
moje hiciory nad hiciorami w kwestii okładek. „Nie oceniaj książki
po okładce”- mówiła mama. Nie, żartuję, moja mama nie
gustowała w literaturze, więc miała gdzieś co robię w tym
kierunku xD. Zgodzę się oczywiście z tym, że nie wolno powiedzieć
o danej pozycji, że jest do bani, tylko dlatego, że projektant
szaty graficznej schrzanił swoją robotę. Jednak kiedy wchodzimy do
księgarni i czekają na nas tysiące książek, jak mamy wybrać tę
jedyną, którą danego dnia możemy kupić? No przecież, że
zasugerujemy się okładkami. Dziś więc chcę pokazać wam moje
wykopane z najmroczniejszych czeluści internetu, warte uwagi fronty.
Może
na początek (podejrzewam, że moje wywody na temat „Darów anioła”
wychodzą wam już pewną częścią ciała, ale trudno,
przyzwyczajcie się ;)) seria Cassandry Clare.
Oto
pierwsza wersja „Darów anioła” wydanych w Polsce. Nie
skomentuję tego nawet, ale najlepsza jest kobieta (?) na okładce
„Miasta popiołów”.
To
aktualna ich wersja. No dobra, nie jest źle, ale do przyzwoitego
poziomu to jeszcze sporo im brakuje.
To
natomiast jest opcja, której na pewno nigdy w Polsce się nie
doczekamy. Piękne wydanie, cudowne wręcz, ale nie ma się co
łudzić.
Szczerze
powiedziawszy, jeżeli wydawnictwo pozostałoby przy starych
okładkach, to nie wiem czy cykl ten kiedykolwiek bym zaczęła, a
wiecie, że pałam do niego miłością żarliwą i nieskończoną.
Teraz
pokażę wam moje the
best od the best okładek
książkowych. Nie marudzę, żeby nie było, ale jak na nie patrzę
to mi się delikatnie mówiąc cofa obiad.
Pragnę
jedynie dodać, ze serie Patricii Briggs i Sherrilyn Kenyon są dość
popularne i wysoko oceniane.
Dobra,
żeby nie było, że tylko narzekam, przedstawię wam też kilka
perełek, na które mogłabym patrzeć godzinami po prostu.
To
by było na tyle, muszę zostawić trochę miejsca dla dziewczyn,
zatem bawcie się dobrze i do zobaczenia niedługo!
~ 🐈 ~
My już się wypowiedziałyśmy - teraz kolej na Was. Jakie okładki, według Was, były tymi oszukańczymi, a jakie były tym przyjemnym zaskoczeniem?
Trzymajcie się, klusałki, śpijcie dużo i pijcie soczki, bo są smaczne i zdrowe. 🐈
~ S.
„Dary anioła” ogólnie przegrały życie z tymi okładkami, są tak bardzo brzydkie. Bleh... Ja najlepiej wspominam okładkę ,,Człowieka o 24 twarzach''. Niby ma twarz na okładce, a tego nie lubię, ale wszystko tak pięknie się prezentuje, że aż brak słów♥ Gydby nie okładka nigdy nie sięgnęłabym po książek. ,,Jak powietrze'' także świetnie prezentuje się na żywo, a od wczoraj jaram się także wydaniem ,,Księgi wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa''. Ta cegiełka musi pięknie wyglądać (jaram się jak Kasia DA) <33
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Wielopasja
Dzięki nie xD Wychodzę na jakąś psycholkę w ogóle xD
UsuńBrrr, nie cierpię tych pierwszych okładek Darów Anioła. Są ochydne. Te drugie (zgadzam się z Kasią) są lepsze, ale też bez rewelacji. Okładka "Heaven. Miasto elfów" jest cudowna, ale mimo, że sama w sobie historia miała potencjał i był to naprawdę oryginalny pomysł to wykonanie, bohaterowie i wszystko co jeszcze potrzebne do dobrej książki zdecydowanie ucierpiało (skończyłam wczoraj :D).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak, nie można oceniać książki po okładce... ale wspaniale jest posiadać coś, co jest piękne i w środku, i na zewnątrz, po prostu można patrzeć na te książki cały czas... mnie się bardzo podobają okładki Pretty Little Liars, Rywalek oraz nowe okładki Harrego Pottera :) Ale prawdą jest również to, że jest bardzo dużo książek, które nie przyciągają za bardzo uwagi, a są cudowne :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
nastolatka-marzycielka.blogspot.com
Dokładnie, czasami okładka nie oddaje dokładnie całości książki i nieźle może zaskoczyć :p
UsuńWybrałyście świetne książki na przykłady. Grafika od Darów Anioła (pierwszego) to mam ochotę zadusić. Ale chłopiec duch... następna książka do przeczytania. Pretty Little Liars... mam na półce 7 :D i fakt głównie za okładki, ale są cudowne <3 moją ulubioną jest kostka na której pali się ogień :D Wzrokowcy łączmy się! :D Ten post to się pochłania jak świetną książkę. Mam nazdzieję, że ta seria przetrwa i będzie może co 2 miesiące?
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Dziękuję ^^
UsuńDokładnie, łączmy się! :D
Jestem okładkowym maniakiem i nawet nie jest mi z tego powodu wstyd. :D Nic nie poradzę, że lubię piękne okładki, a też mam jakieś szczęście, że jak na razie tylko kilka razy się zawiodłam na moich "coverbuy" ;) Ale przyznam, że raz, z całkowitego przypadku dałam szansę książce, której okładka zupełnie mi się nie podobała i pokochałam ją. Mowa o "Delirium", bo chociaż niektórzy lubią te okładki, to ja po prostu nie mogę na nie patrzeć. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Też nie podobają mi się okładki "Delirium", a sama książka zachęca mnie fabułą i mam ją na swojej liście do przeczytania. :)
UsuńSama przyznaję, że okładka często sprawia, iż sięgam po daną książkę. Kilkakrotnie już zdarzyło mi się, że musiałam coś przeczytać, bo szata graficzna była genialna. Do tej pory jednak w wielu przypadkach nie doznałam zawodu. :) Przyznam się natomiast, że nie przepadam za okładkami z twarzami czy generalnie ludźmi, a jednak kilka historii z taką okładką okazało się wspaniały. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Też nie lubię ludzi na okładkach, zwłaszcza zbuntowanych nastolatków. Skutecznie mnie odstraszają. :/
UsuńW kupie siła! Zebrały się cztery sroki i pogadały o okładkach :D
OdpowiedzUsuń"Dary Anioła" naprawdę czemu nie ma u nas tego 3 wydania!
OdpowiedzUsuńOkładki Harrego Pottera są cudowne szczególnie w tej nowej wersji! <3
Pozdrawiam :)
O taak, DA zasługują na o wiele lepsze okładki. To zagraniczne wydanie jest piękne. :)
Usuń"Dary Anioła. Miasto popiołów" haahhahahahahahahahahhahahahahaha :D Ile razy nie spojrzałabym na tą okładkę, to chcę mi się śmiać i płakać równocześnie! Kasiu Twoje wywody na temat tej serii wcale nam (przynajmniej mi) nie wychodzą...., bo uwielbiam czytać, jak sobie narzekasz na grafików. "Dobry Troll" hahahahahah :D Nie no, to już jest naprawdę szczyt szczytów. Mi także cofa się obiad!
OdpowiedzUsuń"Czerwona królowa" jest naprawdę śliczna, ale nie czytałam, więc nie mnie oceniać fabułę.
Ja zawiodłam się na "Zostań, jeśli kochasz"-okładka bardzo mi się podoba, ale treść niespecjalnie. Pozdrawiam Was!!! :*
Taak, na "Zostań, jeśli kochasz" też można się zawieść, chociaż osobiście podoba mi się pomysł na fabułę. Tylko autorka trochę go zmarnowała :/
UsuńJestem wzrokowcem, więc przyznaję, że okładki mają jakiś tam wkład w mój wybór książki. Wiele razy się zawodziłam, kiedy piękna okładka kryła kiepską historię. Wiele razy też się zaskakiwałam, kiedy beznadziejna oprawa odsłaniała wspaniałą książkę.
OdpowiedzUsuńMoimi top pięknych okładek są zdecydowanie:
"Zawsze przy mnie stój" - ta okładka oczarowała mnie tak bardzo, że do tej pory ściska mnie serce, że ją sprzedałam. Uwielbiałam na nią patrzeć.
Seria "Dziedzictwa Mroku - niestety o ile pierwszy i drugi tom był jeszcze w porządku, trzeci to nieporozumienie.
"Wszechświaty" - piękna okładka, totalny zawód.
"Bezimienna" - mało znana książka, przyciągnęła mój wzrok w bibliotece szkolnej.
"Czerwona królowa" - która jest podobno właśnie takim "oszukistą", bo historia sama w sobie nie zadawala
"Razem będzie lepiej" - bo jest taka miła dla oka, łagodna, przyjazna.
"Z mgły zrodzony" - bo w połączeniu z twardą oprawą to wydanie to cudo
"Buntowniczka" - nie dość, że książka opowiada o podbojach kosmicznych, to uwielbiam w tej książce wykorzystane zdjęcie, jak i fakt, że tytuł napisany cieniutką czcionką.
No i oczywiście to ciemne, trochę mroczne wydanie Harrego Pottera - ile dałabym, żeby mieć tę serię na półce.
A moim top, jeśli chodzi o szkarady to napewno seria
"Darów anioła",
bardzo wiele książek z wydawnictwa Amber,
"Tkacz iluzji",
"Dziewczyny z Hex Hall" - generalnie wiele książek z żywymi postaciami nie prezentują się dobrze,
no i prawie wszystkie skandynawskie romanse.